Telefon czy wizyta?
Rzadko się zdarza, by dłużnik sam zadzwonił do wierzyciela i rozpoczął negocjacje odnośnie spłaty długu. Dlatego też tak ważne jest nawiązanie kontaktu z nim i utrzymanie go. Jak tego dokonać - radzi Anna Gąsiorowska, trener windykacyjny z 25-letnim stażem.
Zacznijmy od najczęstszych błędów. "Dzwonie do dłużnika z różnych numerów telefonów, które różnią się tylko jedną czy dwoma numerami, nie ma sensu - dłużnik, który nie odbierze telefonu z cyfrą 1 na końcu, na pewno też nie odbierze telefonu minutę później od numeru z cyfrą 2 na końcu" - mówi Anna Gąsiorowska. "Numery zastrzeżone to też nie najlepszy pomysł - coraz więcej ludzi ich nie odbiera nie dlatego, że boją się telefonów z windykacji, ale głównie z powodów licznych ofert telemarketingowych" - dodaje.
Innym błędem jest wysyłanie smsów z informacją, że windykator "jedzie już na adres zameldowania", "jest w drodze", "będzie u państwa jutro w godzinach 18:00 - 21:00". "Jeśli nie mamy zamiaru spełnić zapowiedzianej w smsie czynności, darujmy ją sobie. Może i dłużnik będzie czekał na windykatora, ale po kolejnym tego typu smsie, będzie je ignorował. Zresztą bardzo łatwo w internecie dowiedzieć się, które firmy windykacyjne tylko zapowiadają przyjazd, ale nic poza tym (dla mnie hitem jest sms, że za godzinę będzie u Państwa nasz windykator, by wstrzymać wizytę, prosimy o kontakt na numer stacjonarny na drugim końcu Polski). Taki windykator traci na wiarygodności, przez co trudniej dłużnikowi mu zaufać" - mówi Anna Gąsiorowska. "Musimy też pamiętać, że zarówno liczne telefony, jak i smsy nie mogą przekroczyć bliżej nieokreślonej czerwonej linii, po której nie będą to już działania windykacyjne, ale stalking".
A zatem wyzwaniem dla windykatora staje się szybkie nawiązanie kontaktu z dłużnikiem i utrzymanie go. Jeśli to nie jest możliwe telefonicznie, to należy przeprowadzić wizytę terenową. "Wokół niej narosło bardzo wiele mitów, zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie. Dłużnicy uważają, że jest to forma zastraszania, nacisku, windykatorzy - że skoro dłużnik nie odbierał telefonów, to drzwi także nie otworzy i szkoda fatygi. Tymczasem odpowiednio profesjonalnie podejście do wizyty terenowej może sprawić, że od tego czasu dłużnik zacznie spłacać swoje zobowiązania". Jak tego dokonać? "O tym uczę na moich szkoleniach. Osobista rozmowa, twarzą w twarz, z dłużnikiem, może zdziałać cuda. Mając na uwadze wszystkie aspekty prawne takiej wizyty, pokazujemy dłużnikowi, że będzie negocjował z żywą osobą, a nie kimś anonimowym z drugiego końca Polski. Pokazujemy mu również, że nie odpuścimy tego długu, że zależy nam na jego spłacie. Warto również pamiętać, by windykator "coś mógł" - jeśli każdą decyzję, ustalenie, będzie musiał potwierdzać ktoś w firmie, taka wizyta nie ma sensu, to będzie jedynie rozmowa, bez żadnych wiążących rozwiązań, a przecież nie na tym nam zależy" - mówi Anna Gąsiorowska.
Wizyta terenowa pełni jeszcze jedną ważną rolę - daje możliwość kontaktowania się (już telefonicznie, mailowo) z konkretną osobą. Warto zatem zadbać o to, by dzięki tej wizycie nie zastraszyć dłużnika, ale zmotywować. "Dzięki temu będziemy ponosić mniejsze koszty windykacji. Nie będzie już konieczności dalszych wizyt windykacyjnych, a jeśli na pierwszej wizycie dojdziemy do porozumienia, jest dużo większa szansa na dotrzymania jego warunków" - kończy Anna Gąsiorowska.
Nadesłał:
Negocjator Anna Gąsiorowska
|